„Miasto bez boga” to książka dla czytelników 18+. Akcja powieści rozgrywa się w mieście Jeruzalem po III wojnie światowej. Tytułowa Balalajka to ekskluzywna prostytutka o niezwykłej urodzie i talentach. Pragnie zemsty na wszystkich facetach, którzy ją skrzywdzili, a z drugiej strony marzy o wielkiej, prawdziwej miłości. Dziewczyna zostaje wplątana w uprowadzenie syna człowieka, który rządzi miastem. Ucieka, szuka schronienia, i co chwilę grzęźnie w sytuacjach pozornie bez wyjścia.
„W mieście bez boga ludzie są gówniani i zarażają siebie jeszcze większym smrodem. Nie ma tu miejsca na uczucie ani litość. Są za to dwa podstawowe prawa. Gryź innych albo zostaniesz zeżarty. (…)” – drugie prawo pominę milczeniem…
Zaczynając czytanie wiedziałam, że nie jest to pozycja wielkich lotów. Ot, czytadło na poprawę humoru i rozerwanie się. I… i co? Mam duży problem z oceną tej pozycji i historii, którą zaserwowała mi autorka. Zupełnie do mnie nie trafiła. Totalne nieporozumienie. Historia zupełnie mnie nie zainteresowała i nie wciągła. Miałam wrażenie kiepskiego filmu sensacyjnego połączonego z wszechobecnym seksem. Akcja książki toczy się szybko, bardzo szybko, wręcz za szybko. „Miasto bez boga” to książka na dwa niedługie wieczory, a ja męczyłam ją strasznie. Gdy czytam jedną książkę, nie zdarza mi się zaczynać innej. W tym przypadku było inaczej. Musiałam odpocząć i przerwałam lekturę tej książki. „Miasto bez boga” to głównie sceny erotyczne, krew, strzelaniny i smród.
Książka miała być śmieszna i głównie to mną kierowało przy wyborze. Moje rozczarowanie było wielkie, ponieważ książka zupełnie mnie nie śmieszyła. Przepraszam był jeden moment. Jeden!
„Uciekając postanowiły zmarnować cenną chwilę czasu, by podpierając się wzajemnie, usunąć wystające elementy z podeszwy buta.”
Czytając to zdanie przed oczami stanęła mi reklama Mentos TheFreshmaker Pamiętacie ją? Oto ona:
Podsumowując „Miasto bez boga” to książka zdecydowanie nie dla mnie. Jest to pierwszy tom przygód Balalajki, a po drugi zapewne nie sięgnę. Żadna książka mnie tak nie zmęczyła i odrzuciła. Odetchnęłam z ulgą gdy ją skończyłam. Nie rzuciłam jej w kąt, ponieważ dostałam ją i obiecałam przeczytać
Szukam plusów… Nie znalazłam literówek (może ze dwie). Napisana jest prostym i nieskomplikowanym językiem. Format pdf ładnie przekonwertował się do mobi. Nic się nie rozjeżdżało
No i ta reklama – pamiętam ją z dzieciństwa!
Jeśli chcecie zaryzykować i wyrobić sobie zdanie to książkę znajdziecie tutaj Książkożerca
Czytałaś recenzję Szyszki o tej książce :D?
Czytałam i skusiłam się niepotrzebnie :/
bardzo Cię przepraszam, że było Ci źle
No co Ty
nie trafiła w mój gust i tyle.
Oj widać, że nie trafiła w gust. Gdybym nie czytała książki, to mogłabym nie poznać po recenzji